Twoje konto

Trup przy telefonie

Najniższa cena z 30 dni : 15,40 zł

Wysyłamy w 48h koszty przesyłki od 13,00 zł

Cena: 15,40 zł z VAT 23,00 zł

Piąty tom opowiadań przedwojennychnajbardziej warszawskiego z warszawskich pisarzy Stefana Wiecheckiego WIECHA. Edytor Robert Stiller przygotował nadto obszerne Przypisy i objaśnienia. Ten tom zawiera komplet opowiadań żydowskich z lat 1937-39 drukowanych w dzienniku z podwójnym tytułem "Dobry Wieczór! Kurier Czerwony". Zdecydowana większość z nich publikowana jest zatem w formie książkowej po raz pierwszy, gdyż tylko nieliczne weszły w skład książek opublikowanych przez Wiecha przed wojną. Trup przy telefonie jest kontynuacją dwóch tomów wcześniejszych o tematyce żydowskiej czyli tomów: "Mąż za tysiąc złotych i "Głowa spod łóżka"
Rozrywka towarzyska

Było upalne letnie popołudnie niedzielne. W wytwornym salonie doktorostwa R. przy ul. Polnej siedziała elegancka para.
Pani, złocista blondynka w koronkowym szlafroczku, z wyraźnym niepokojem wpatrywała się w piękne, ale niesłychanie znudzone oblicze pana, który ziewnąwszy przeciągle, rzekł melodyjnym głosem:
– Nudy, jak wielkie nieszczęście. Żebym wiedział, że panna Frania nimasz dzisiaj wychodni, za żadne pieniądze bym tu nie przyszedł. A tak co? Obiad się wrąbało, a towarzyski przepis salonowy nie pozwala zaraz po jedzeniu zabrać się i wyjść. Żebym nie był człowiekiem wychowanem, dawno już bym tu pannę Franię zostawił i poszedł, a tak męczyć się muszę w mieszkaniu, po jaką cholerę, nie wiem. Na wolne miłość za gorąco... Co tu robić, jak pragnę zdrowia?
– Może sobie nastawiem na gramofonie „Małą kobietkie”?
– A idźże panna Frania z „Małą kobietką”. Nie lubię pętaków, niedorostków, kobieta u mnie musi być, jak to mówią, przy kości i swoją wagie posiadać.
– No to znakiem tego może poczytać panu Narcyzowi jaką książkie?
– Czytaj panna Frania, zobaczem, może coś z tego wyjdzie.
Blondynka zerwała się z fotela i podbiegła do biblioteki, ale się okazało, że chlebodawcy, wyjeżdżając za miasto, zamknęli książki. Rozpacz odmalowała się na twarzy panny Frani, ale po chwili ustąpiła. Dziewczę przypomniało sobie coś i żwawo pobiegło do kuchni.
Za chwilę wróciło z pięknie oprawioną w złocony półskórek grubą książką. W kuszącej pozie położyło się na tapczanie i zaczęło lekturę.
– Zrazy nalesońskie z grzybkamy. Bierze się kilo ładnej zrazowej z kwiatem, skrapia octem, układa w rondlu i poddusza na wolnym ogniu.
– Dosyć. Zrazy nalesońskie danie zimowe, w lato nikogo nie bawi. Przeczytaj panna Frania lepiej o rakach po rusku.
Blondynka z miną nieco urażoną przewróciła kilka kartek dzieła i odnalazłszy żądany fragment, ponownie zaczęła czytać.
Ale twarz pana Narcyza chmurniała coraz bardziej.
– Nie, do bani z takiem czytaniem. Ślabizujesz panna Frania, jąkasz się, ciągniesz te raki za łeb, że bebechy się przewracają. Owszem, ugotować to czy drugie panna potrafisz, ale do odczytów za mało szkoły posiadasz.
– No to może odsmażyć panu Narcyzowi trochę pirożków?
– Człowiek nie koń, żeby się bez cały dzień żarciem zajmował.
W oczach panny Frani odmalowała się prawdziwa rozpacz, zamigotały w nich nawet brylanty łez. Nagle przez łzy ujrzała stojący na biurku aparat telefoniczny.
– Już wiem, co będziemy robili. Potelefonujem sobie.
– Do kogo?
– Do tej Marcyśki, co u inżyniera na drugiem piętrze służy.
– Po jaką cholerę? O czem że takiemu parzygnatowi rosołem perfomowanemu będziem opowiadać?
Owszem, telefon rzecz dobra, jak chcemy kogoś zesobaczyć na perłowo, a osobiście nie mamy na to odwagi, bo się bojemy, żeby nam po mordzie nie dał. Także samo towarzyską rozrywkie można mieć na jury czyli do pucu, straż ogniowe albo ratonkowe pogotowie wzywając. Ale to jest zabawa niebezpieczna, do mamra się za nią dostać można i na koszta narazić.
Ale panna Frania nie słuchała już zastrzeżeń znudzonego mężczyzny. Dopadła do telefonu i w ciągu dziesięciu minut uruchomiła wszystkie karetki pogotowia „pięć piątek”, wysyłając je pod różnymi adresami.
Pan Narcyz rozpogodził się, a nawet uśmiał do łez. Była to istotnie wspaniała rozrywka. Bawiono się do późnej nocy i rozstano w najlepszej komitywie.
Dopiero na drugi dzień, po powrocie państwa, panna Frania straciła humor i posadę. Pogotowie potraktowało żart poważnie i ujawniwszy dowcipnych autorów wezwań, wystąpiło przeciwko nim na drogę sądową.
A mówi się, że Polacy mają poczucie humoru!

216 stron, oprawa miękka, projekt okładki: Janusz Stanny; wydanie 3; ISBN:978-83-7998-042-0
Dodaj Komentarz
Ocena: 1 5
Imię / pseudonim:
Przepisz kod:
weryfikator

Zapytaj o produkt